Strażnik drapieżca. Ford Ranger Raptor – test
Już sama nazwa tego samochodu to oksymoron. Ranger to leśniczy, strażnik, funkcja z zasady opiekuńcza i ochronna. Raptor to z kolei drapieżnik, zatem zestawienie tych dwóch słów w jednej nazwie pachnie schizofrenią. Sprzeczności jest więcej – niby pick-up to wół roboczy do ciężkiej pracy w każdym terenie, ale za Raptora wziął się Ford Performance, czyli dział sportowy. Teoretycznie to nie powinno mieć sensu, ale – paradoksalnie – Ford Ranger Raptor ma go całkiem dużo.
Pick-up agresor
Wszystkie tego typu tonowe pick-upy mają dwie cechy wspólne. Po pierwsze, są do siebie bardzo podobne. Dwu- lub czterodrzwiowa kabina, krótsza lub dłuższa skrzynia ładunkowa. Żeby się wyróżnić, trzeba czegoś agresywnego. Raptor ma tego w nadmiarze. Poszerzone błotniki, wielkie koła z terenowymi oponami, duże stalowe progi, groźne naklejki. Wygląda, jakby wyszedł spod ręki jakiegoś Arctic Trucks czy innej firmy zajmującej się przeróbkami. Ale to wersja fabryczna, tak schodzi z taśmy. Po drugie, pick-upy, jako pojazdy jednak głównie użytkowe, są długowieczne – naprawdę nowe modele wypuszcza się raczej rzadko.
Wnętrze – mix tradycji ze sportem
W Raptorze, też już nie najmłodszym, widać to głównie we wnętrzu. Kierownica jest regulowana tylko w pionie, sterowanie klimatyzacją nie jest czytelne i intuicyjne, wskaźniki są analogowe, choć ładne i trochę „sportowo” wyglądające. Na pocieszenie dostajemy bardzo wygodne i świetnie trzymające fotele, oraz czerwony pasek na kierownicy wyznaczający jej neutralne położenie. Dość dużo miejsca jest także z tyłu, choć zabrakło osobnych nawiewów czy wejść USB. Jest za to gniazdko sieciowe, niezbyt przydatne, bo amerykańskie. Żeby cokolwiek do niego podłączyć, potrzeba przejściówki.
Skrzynia ładunkowa
Skrzynia ładunkowa jest natomiast zakrywana roletą, na której znajdziemy jeszcze dwie regulowane poprzeczki do zamontowania dodatkowego bagażnika. Można też założyć bagażnik do przewozu rowerów. Całość wyłożona jest tworzywem, które łatwo umyć po prostu wodą z węża. A klapa po opuszczeniu może służyć jako siedzenie, ba, ma nawet wytłoczone miejsca na kubki. Idealne na romantyczny wieczór w jakichś przyjemnych okolicznościach przyrody.
2.0 diesel i 10 biegów
Pod maskę Raptora weszłoby spokojnie pięciolitrowe V8 (zresztą nazywane „Coyote”), ale tak dobrze nie ma nawet w USA. A w Europie to w ogóle nie miałoby szans – tutaj w pick-upach montuje się diesle. Raptora napędza więc dwulitrowy silnik wysokoprężny, za to podwójnie doładowany i połączony z fordowską specjalnością, czyli dziesięciobiegową skrzynią automatyczną. Teoretycznie mocy ma to niezbyt wiele, bo 213 KM, ale to nie konie tu robią robotę, tylko moment obrotowy. A tego jest aż 500 Nm, i to z samego dołu.
Można więc zadziwić innych uczestników ruchu odjeżdżając spod świateł. Nie ma większego sensu, bo Raptor nie do tego służy. Poza tym, o ile przy normalnej i spokojnej jeździe potrafi zadowolić się dziesięcioma litrami oleju napędowego na sto kilometrów, o tyle przyciśnięty mocniej (albo pomęczony w terenie) natychmiast zgłasza zapotrzebowanie na litrów 15 bądź więcej. No i, mimo wszystko, o komforcie jazdy po asfalcie trudno mówić – terenowe opony są głośne, klasyczne zawieszenie (choć z tyłu i tak nie ma resorów piórowych) buja wysokim samochodem jak statkiem na wzburzonym morzu. Raptor należy też do samochodów, które łatwiej rozpędzić niż zatrzymać. Trzeba pamiętać o rozpoczęciu hamowania dużo wcześniej niż w normalnym samochodzie.
W teren w trybie Baja
Ale normalne drogi to miejsca, w których Ford Ranger Raptor źle się czuje. Zbudowano go do jazdy w terenie, i dopiero po opuszczeniu utwardzonej nawierzchni czuje się właściwie. Zresztą nawet większość trybów jazdy przeznaczono do jazdy terenowej – osobny na mokrą trawę, osobny na śnieg, błoto, piasek, kamienie i skały. Jest nawet tryb Baja, w którym Raptor staje się niemal terenową rajdówką – wkładamy klatkę i całkiem nieźle radzimy sobie w mistrzostwach samochodów terenowych.
Możliwość zjechania z drogi w dowolnym momencie kusi, ale trzeba uważać, żeby komuś nie wjechać „w szkodę”. Są, oczywiście, miejsca, w których można poruszać się w miarę swobodnie, i do zabawy w terenie lepiej wybrać się tam, gdzie nikt nie będzie miał pretensji. No chyba, że na drodze pojawią się przeszkody, a nam się spieszy. Wtedy objeżdżamy korek tak, jak uważamy za właściwe.
Czy warto? Tak!
Ford Ranger Raptor – jako samochód ciężarowy – ma podaną cenę netto i jest to w sumie 226 tysięcy (204 240,- zł netto bez dodatków). Jeśli doliczamy VAT, wychodzi 278 tysięcy, a to już naprawdę dużo. Z drugiej strony – kto kupuje pick-upa płacąc VAT… A dla takiego Raptora warto nawet założyć działalność gospodarczą, na przykład firmę przewozową. Najkrótszą drogą z miejsca na miejsce.
Test Forda Rangera Raptor możecie także obejrzeć na kanale Macieja Pertyńskiego – Pertyn Ględzi.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.