Pożegnanie długodystansowca. Skoda Superb 2.0 TDI – test
Powiada się, że samochód dał ludziom poczucie wolności. Dość górnolotna fraza, ale prawdy w niej sporo. Przecież możemy wsiąść, kiedykolwiek zechcemy i pojechać, dokąd akurat zapragniemy. Owszem, samolotem będzie szybciej, a pociąg po prostu dowiezie nas z punktu A do punktu B. Ale pociąg nie wybierze innej drogi, nie zjedzie do pobliskiej miejscowości, którą zechcemy zwiedzić. Samochód jest nadal najlepszym środkiem transportu i tyle. Nawet na długie podróże. Taki samochód na długie trasy nie musi być jakimś potwornie drogim i mocnym Gran Turismo. Wystarczy, że będzie mieć wygodne miejsca dla czterech osób z bagażem, a jeśli przy tym będzie oszczędny i szybki, niczego więcej nie potrzeba. Na rynku jest nadal sporo takich aut – większość to co prawda segment premium, ale i wśród mainstreamu znajdziemy idealnych długodystansowców. Na przykład Skoda Superb TDI wydaje się do tego wręcz stworzona.
Cztery osoby będą w niej podróżować naprawdę komfortowo, a bagażnik jest ogromny. Zmieści więcej, niż będziemy w stanie zabrać do samolotu, nawet lecąc pierwszą klasą. A co najważniejsze, z mocnym silnikiem Diesla przejedzie na jednym zbiorniku dobrze ponad tysiąc kilometrów. To wszystko sprawiło, że rynek polubił Superba – aktualnej, trzeciej generacji sprzedano prawie 800 tys. egzemplarzy. Wszystkich, od 2001 roku, ponad półtora miliona. Jest więc oczywiste, że Skoda nie zamierza z Superba rezygnować. Już za parę miesięcy poznamy – w ramach normalnej „wymiany pokoleniowej” – generację numer cztery. Ale historia tego modelu jest znacznie dłuższa.
Historia sięgająca lat trzydziestych XX wieku
Superb pojawił się już w połowie lat trzydziestych XX wieku. Był największym i najdroższym modelem Skody, znanej już wtedy raczej z samochodów klasy popularnej. Miał sześciocylindrowe silniki, a w modelu 919 nawet ośmiocylindrowy. Nie była to produkcja wielkoseryjna, ale dla Skody bardzo istotna – pokazała, że czeska marka potrafi zrobić dobre auto w każdym segmencie. Po wojnie przez kilka lat produkcję Superba kontynuowano, choć komunistyczne władze, w ramach centralnego rozdzielnika, produkcję samochodów osobowych wyższej klasy powierzyły marce Tatra. Skoda co prawda wyprodukowała jeszcze krótką serię samochodów nazwanych VOS, opancerzonych limuzyn dla najwyższych dygnitarzy, ale to był już koniec luksusów.
Powrót w 2001 roku
Do nazwy Superb powrócono dopiero w 2001 roku. Skoda była wtedy od dziesięciu lat częścią koncernu Volkswagena, mogła już mówić o sukcesie w segmencie popularnych samochodów niższej klasy średniej, nic więc dziwnego, że poczuła się pewnie i postanowiła zaatakować wyższą półkę. Pierwszy z nowych Superbów to był po prostu chiński Passat, czyli model B5 na przedłużonej płycie podłogowej – dokładnie taki, jak sprzedawany w Chinach. Wersja nadwoziowa była tylko jedna, czyli klasyczny sedan. Widoczne z daleka pokrewieństwo z Passatem niekoniecznie pomogło w odniesieniu sukcesu rynkowego, choć Superby chętnie kupowała administracja państwowa dla urzędników średniego szczebla. Indywidualni klienci jednak nie ustawiali się w kolejkach.
Zmiana modelowa musiała więc być rewolucyjna – i była. Pokazana w 2008 roku Skoda Superb II już nie była sedanem, choć tak wyglądała. To był liftback, na dodatek wyposażony w skomplikowany układ tylnej klapy, zwany Twin Door. Można było otwierać tylko pokrywę bagażnika, jak w sedanie, albo całą klapę wraz z szybą, jak w typowym liftbacku. Ale prawdziwym hitem była wersja kombi. W obu wariantach nadwoziowych było tyle miejsca, że niektórzy klienci potrafili wręcz na to narzekać. Odległość do tylnej kanapy była tak duża, że nie dawało się do niej sięgnąć z przednich foteli, czyli na przykład podać picia dziecku zapiętemu w foteliku. Z kolei ogromny bagażnik uczynił Superba idealnym długodystansowcem, szczególnie w połączeniu z nową generacją silników 2.0 TDI. To już nie był „chiński Passat”, tylko wreszcie własny, topowy model Skody.
Skoda Superb III
Aktualna (do końca roku) Skoda Superb III podniosła poprzeczkę jeszcze wyżej. To już nowoczesna platforma MQB, nowa paleta silników, a także pierwsza w historii Skody hybryda plug-in (test tutaj). Co prawda na szczycie gamy umieszczono silnik benzynowy 2.0 TSI o mocy 280 KM (test tutaj), ale Skoda Superb w roli długodystansowca najlepiej sprawdzi się z silnikiem wysokoprężnym, czyli 2.0 TDI.
Skoda Superb Style 2.0 TDI 200 KM
Mocniejszy wariant ma 200 KM i aż 400 Nm momentu obrotowego. Dostępny jest z napędem FWD albo AWD. Mimo to jest wręcz niewiarygodnie oszczędny. W ruchu miejskim, i to z wyłączonym systemem start-stop spala 5,5 litra oleju napędowego na 100 km. W trasie, przy stałej prędkości 90 km/h na wyświetlaczu błyskawicznie pojawia się czwórka i potrafi pozostać nawet przy 110-120 km/h. Zatem przy zbiorniku paliwa o pojemności 66 litrów naprawdę bez problemu przejedziemy 1200 kilometrów. A teraz najlepsze – według danych producenta emisja CO₂ tego silnika to 139-151g/km. Dużo? Niekoniecznie – to mniej więcej tyle samo co przy silniku 1.5 TSI 150 KM, dobrym do Octavii, ale nie do dużego jednak Superba. A porównywalny silnik 2.0 TSI 190 KM emituje już 151-163g/km. No i pięciu litrów zdecydowanie nie będzie umiał spalić. Ale przecież to silniki wysokoprężne są wrogami planety i trzeba się ich za wszelką cenę pozbyć…
Czekając na nowego Superba IV
Oczywiście, osiem lat to na rynku sporo, i po Superbie (mimo że nadal wygląda dobrze) już to widać, szczególnie we wnętrzu. Mimo to zalet jest sporo, układ jest ergonomiczny i wygodny. Normalne przyciski to nie jest zły patent… Jeśli czegoś się obawiam, to tego, że nowy model będzie miał już dotykowe sterowanie wszystkim jak na przykład Octavia lub Enyaq. Nie wiem też, bo Skoda jeszcze tego nie ujawniła, czy w Superbie IV będą dostępne silniki wysokoprężne. Obawiam się, że mogą zniknąć. Dlatego dieslowskiego Superba warto kupić, póki jeszcze jest. Testowana wersja Style, przyzwoicie (choć trochę niekonsekwentnie) wyposażona, startuje od 176 tysięcy złotych. Dodatkami i pakietami podniesiemy tę cenę do około dwustu tysięcy. Sporo, ale nie należy zapominać, że ten samochód pojeździ kilkanaście lat i być może przeżyje niejednego elektryka czy plug-ina. O ile, oczywiście, wcześniej żaden nadgorliwy urzędnik nie zakaże sprzedaży oleju napędowego.
Tekst: Bartosz Ławski, zdjęcia: Paweł Bielak
Nasze pozostałe testy znajdziecie tutaj.
Jeśli podoba Ci się Overdrive i to co robimy, to możesz nas wspierać za pośrednictwem serwisu PATRONITE. Uzyskasz dostęp do dodatkowych materiałów i atrakcji. Dla wspierających fanów przewidujemy między innymi: dostęp do zamkniętej grupy na facebooku, własny blog na naszej stronie, gadżety, możliwość spotkania z naszą redakcją, uczestniczenie w testach. Zapraszamy zatem na nasz profil na PATRONITE.